czwartek, 22 sierpnia 2013

Dobro zawsze do nas wraca :)


Wszystko zaczęło się w marcu podczas corocznego, ogólnopolskiego konkursu, organizowanego przez szkołę w której pracuję. Poza przesłuchaniami konkursowymi odbywają się także wystawy instrumentów. Podczas tegorocznej edycji konkursu pomogłam jednemu z wystawców rozwiązać pewną niemiłą dla niego sprawę. Tymczasem dziś dowiedziałam się, że w sobotę (tak twierdzą lekarze) ma mu się urodzić córeczka. I razem z żoną postanowili, że Maleńka zostanie moją imienniczką :D Nawet sobie nie wyobrażacie jak mi się miło w serduchu zrobiło :)


wtorek, 13 sierpnia 2013

W Sandomierzu pięknie jest! :D

I znów mam zaległości... Tym razem naprawdę spore.... Ale tak to już w moim przypadku jest, że czerwiec i lipiec to dość gorący okres. W tym roku poza przygotowaniem egzaminów, arkuszy ocen, świadectw, sprawozdań i arkuszy ocen, czyli sprawami zawodowymi miałam również częste wizyty u weterynarza. Jeden z moich sąsiadów postrzelił z wiatrówki Pluszaka. Bidak dostał tak nieszczęśliwie, że śrut trafił w kręgosłup. Kiedy doczołgał się do domu (bo od "pasa" w dół był sparaliżowany) rozryczałam się i nie mogłam się uspokoić. Na początku myślałam, że ktoś go albo potrącił samochodem albo potraktował jakimś kijem, kiedy Pluszak dobierał się do oczka wodnego. Dopiero weterynarz po zrobieniu zdjęcia powiedział mi, a potem pokazał, że tuż przy kręgosłupie jest kawał śrutu. Spowodowało to poważne podrażnienie nerwów, przez co kociak nie miał władzy nad tylną częścią ciała. Po dość długiej terapii, Pluszak może już chodzić, choć prawą tylną łapę wciąż stawia z takim... wahaniem. Nie może również skakać i czasem jak się zdenerwuje i zaczyna machać ogonem na boki to mu się tylne łapy rozjeżdżają. Teraz to wygląda trochę komicznie, ale wtedy nie było nam do śmiechu.

Po tych dwóch zwariowanych miesiącach udało się trochę odpocząć. Wyjechałam do Sandomierza, a w zasadzie pod Sandomierz. :) Najmłodszy brat mojej mamy przeniósł się z rodziną do Sokolników. To taka całkiem spora wieś na obrzeżach Sandomierza. Co prawda Ojca Mateusza nie udało nam się spotkać :) za to samo miasto zrobiło na mnie duże wrażenie i mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę :)

Do Starego miasta weszliśmy przez Bramę Opatowską :)

Oczywiście musieliśmy :) się wdrapać na górę, a tam.... Przepiękna panorama miasta! :)

Wędrowaliśmy również po rynku....

Dotarliśmy do Zamku. Na jego dziedzińcu można nie tylko podziwiać piękny widok na Wisłę. Znajdują się tam również miniatury kilku najważniejszych sandomierskich zabytków.

Dom Długosza

Ratusz

Kościół Św. Jakuba (w którego wnętrzu, a dokładniej w posadzce, znajduje się odcisk miecza Krzyżowca)

Zamek Kazimierzowski

Niestety w czasie kiedy my tam byliśmy, wiele z tych zabytków było zamkniętych dla zwiedzających, ale olbrzymią przyjemność sprawiały nam już same spacery uliczkami Sandomierza. Obejrzeliśmy miecz Krzyżowca w Kościele Św. Jakuba, a później zawędrowaliśmy do Wąwozu Św. Jadwigi Królowej. Marsz pośród korzeni drzew.... Coś niesamowitego!!!! :D

Wieczór przed naszym wyjazdem był szary, ponury i pochmurny. Na szczęście tuż przed zachodem słoneczko przebiło się przez chmury i zobaczyliśmy tęczę :D Piękne "pożegnanie" ze strony przyrody :)

Mam tylko nadzieję, że za rok uda nam się znów tam pojechać :)